Był sobie raz mały Jaś i mieszkał w wiosce, gdzie wszyscy robili koszyki. Kiedy Jaś podrósł, odkrył, że w sąsiednim miasteczku nie robią koszyków, za to umieją układać bukiety z kwiatów, które w wiosce mało kto w ogóle uprawiał. Jaś był ciekawy świata i udał się do starego mędrca, który dużo wędrował po świecie i wszyscy darzyli go szacunkiem z powodu wielu rzadkich umiejętności.
Jaś przyszedł więc do mędrca, a ten zgodził się przyjąć go na ucznia, ale ostrzegł, że czeka go wiele trudnych prób. Jaś był pełen entuzjazmu i zapewniał, że żadna mu nie straszna.
Codziennie przychodził do chatki mędrca, a ten dawał mu kolejne roślinki, które chłopiec miał sadzić na grządkach w równych rządkach i codziennie je podlewać, żeby ładnie rosły. Już na początku Jaś zauważył, że kręci się przy nim rozlazłe i złośliwe stworzenie, które ciągnęło go za nogawki, ile razy brał się do pracy, i uwieszało mu się u nóg tak, że nie mógł się poruszać. Tak był zajęty opędzaniem się od potworka, że nie zdążał podlać wszystkich roślinek i część zaczęła więdnąć. Stary mędrzec przyjrzał się uważnie grządkom i powiedział Jasiowi, że ma do czynienia z Lenistwem, kreaturą wielce nikczemną, zwaną często Jutrem (a w sąsiednim mieście Manianą), bo codziennie odsuwał pracę na następny dzień. Jaś zapłonął żądzą walki, bo niedoczekanie, żeby go coś zatrzymało na drodze do celu! Pomyślał, pomyślał, przeszukał swoje manatki, znalazł tam trochę zawsze przydatnej Determinacji, uzbroił się w Systematyczność i za każdym razem, kiedy Lenistwo zbliżało się do jego nogawek, łupał je jedną i drugą bronią po głowie, aż się zniechęciło i uciekło.
I rosły sobie Jasia roślinki, rosły, wypuszczały listki – teraz musiał uważać, bo na jego grządki wkradły się Błędy i Niepoprawne Konstrukcje (robactwo podgryzające korzenie i listki), a na dodatek musiał walczyć z Zapomnieniem, które próbowało mącić mu w głowie i trzymać go z daleka od grządek – na szczęście Lenistwo ciągle się go bało, bo Systematyczność nosił stale przy sobie, a Zapomnienie bez swojego paskudnego przyjaciela miało poważnie utrudnione zadanie. Pielił zatem Jaś błąd za błędem (musiał przy tym wytężać wzrok mocno, bo czasami trudno było odróżnić zdrową roślinkę od chwastu) i coraz ładniejsze mu grządki rosły, a w wielu miejscach można było zauważyć kolorowe kwiatki.
Mędrzec z aprobatą kiwał głową i orzekł, że czas zaprezentować osiągnięcia Jasia na jarmarku w sąsiednim miasteczku. Kazał Jasiowi nazrywać kwiatków, zrobić z nich kilka bukietów i udać się na rzeczony jarmark. Jaś zrobił, co mu kazano, włożył bukiety do koszyka i ruszył przed siebie. Kiedy tak sobie szedł, przyłączył się do niego sympatyczny, nienagannie ubrany człowiek i ze szczerym zainteresowaniem zaczął wypytywać młodzieńca, co to on ze sobą niesie. Obejrzawszy bukiety, przybrał zatroskaną minę i zaczął delikatnie zwracać Jasiowi uwagę, że tu można by co coś poprawić, że kolory niezbyt fortunnie dopasowane, że listki krzywe miejscami i łodyżki nierówno przycięte i że właściwie to wypadałoby wszystko zrobić jeszcze raz, bo nie wypada na jarmarku się pojawić z takim towarem, mieszkańcy go wyśmieją, a bukieciarze z innych miejscowości zaćmią jego skromne bukieciki, więc może wróciłby do starego mędrca i nabrał więcej doświadczenia?
Jaś zasmucił się wielce, przyznał tamtemu rację i już był gotów wracać do domu, kiedy nagle uświadomił sobie, że oto spotkał najgorszego wroga sukcesu, przed którym mędrzec od dawna go przestrzegał – stanął oko w oko ze Wstydem, który czasem lubił też przedstawiać się jako Perfekcjonizm. Wielce był doświadczony w szkodzeniu, więc zamiast, jak Lenistwo, działać wprost, przybierał pozór życzliwej troski i obrońcy, jak to on nazywał, wysokich standardów. Jasia, chociaż chłopak nie w ciemię bity i nie byle głowa, też udało mu się podejść prawie skutecznie, ale ten otrząsnął się w ostatniej chwili, a kiedy zwrócił się do Wstydu po imieniu, ten pobladł, bo zdemaskowany nie miał już mocy.
Jaś dumnie ruszył przed siebie, dotarł na jarmark, spotkał się z życzliwością mieszkańców, którzy pochwalili jego pracę, a tam, gdzie odkryli niedociągnięcia, przyjaźnie doradzili, które listki przyciąć i jak można zgrabniej układać kwiaty. Zobaczył też, że inni bukieciarze też czasem mieli nierówne łodyżki, ale wcale ich to nie zrażało. I zrozumiał, że słusznie postąpił, odsyłając Wstyd, gdzie pieprz rośnie. Wrócił do starego mędrca uradowany i uprawiał dalej swoje grządki, chodził na kolejne jarmarki, aż w końcu został znanym mistrzem bukieciarskim, zamieszkał w miasteczku, miał wielu przyjaciół i żył długo i szczęśliwie.
Jaś żył długo i szczęśliwie, bo poznał Wstyd i się przed nim obronił. Szczęśliwi ci, którzy go nie spotykają na swojej drodze, kiedy uczą się składać wypowiedzi z kwiatków w obcym języku, ale wielu w którymś momencie zaczyna towarzyszyć myśl, że umieją za mało, że się pomylą i ośmieszą, że nie zostaną zrozumiani, że nie są jeszcze w stanie zbudować idealnie poprawnego zdania, że w ogóle nic nie umieją – wszystko to podstępne sztuczki Wstyda-Perfekcjonisty, który stara się za wszelką cenę odebrać Wam zabawę z korzystania z nabywanych umiejętności. Spójrzmy prawdzie w oczy – każdy się myli, każdy robi błędy i każdy się na tych błędach uczy. Nauka jazdy na rowerze obfituje w wywrotki, nauka języka – w różnego rodzaju pomyłki. Nie ma się czego bać, rowerek w końcu pojedzie prosto, a cudzoziemiec zrozumie, co mu chcemy powiedzieć. Mylić się jest rzeczą ludzką, wstydzić się tego – zbędną przeszkodą. Wybór należy do Ciebie – chcesz mieć satysfakcję czy oddać ją w łapy Wstyda?